Szewc bez butów czyli powrót po latach

Przez dłuższy czas odkładałem blogowanie. Uznałem jednak, że uruchomienie nowej strony to – najogólniej rzecz ujmując – czas najwyższy, aby powrócić do tego chwalebnego dzieła.

Co rozumiem przez powyższy tytuł?

Częściowo to usprawiedliwienie dla mojej absencji… a częściowo pokazanie, że bycie kreatywnym zawodowo zmusza często do przesuwania granicy między pracą, a czasem prywatnym. Niestety w zawodzie jaki wybrałem, ta granica jest bardzo płynna… żeby nie powiedzieć umowna. Szczególnie jest to widoczne w trakcie relatywnie krótkiej, intensywnej kampanii. Wtedy prawa Murphy’ego mocno dają o sobie znać… czyli jak ma coś iść źle to oczywiście biegnie tabunem. Wtedy granica pracy i czasu wolnego przesuwa się z prędkością o jakiej fizycy mogą tyko pomarzyć… Pamiętam, że przy jednej kampanii posługiwaliśmy się wiele mówiącym zwrotem – dobitnie wyczerpuje problematykę stosunku czasu wolnego do czasu pracy…

biegamy z prędkością światła na wysokości lamperii

Reasumując przerywam ten swoisty urlop, wracam do mojego bloga po przydługim okresie… gdzie czas stawał się wielkością względnie bezwzględną, przypadki Murphy’ego kamieniem milowym, a kreatywność wspinała się na szczyty szczytów. Oczywiście absurdem wszelkich absurdów będzie przyrzeczenie, że wpisy pojawiać się będą regularnie, ale daję słowo, że będzie to stosunkowo często 😉

Tak więc do zobaczenia wkrótce albo niebawem 😉